niedziela, 15 grudnia 2013

human impressions

Nie od dziś wiadomo, że żyjemy w "kulturze obrazkowej". Obraz jest szybciej odbierany niż tekst. Zatem bez zbędnych słów...













środa, 30 października 2013

fashion philosophy fashion week poland fall 2013


Od razu mówię, nie będzie słodzenia. Nie będzie też cukierkowego szaleństwa i zachwytu nad kolejnymi wystawcami i projektantami. Nie będzie "outfitów" ani "strojów dnia". Będzie tak jak było - oczywiście subiektywnie. Nie będzie też OFF OUT OF SCHEDULE, bo tam nie zawitałam. Będzie sucho i dość krótko, bo ograniczę się tylko do ogólnej opinii. Kiedy już wszyscy zapiali z zachwytu, teraz czas na mnie!


Zatem zaczynam! To był mój pierwszy Fashion Week. W końcu mi się udało dotrzeć na tak okrzyczaną imprezę do swojego rodzinnego miasta. Słyszałam mnóstwo głosów "za", że to wspaniała impreza "modowa" (o zgrozo, nie, ja naprawdę, nie mogę się przekonać do tego przymiotnika), że nie ma co porównywać do Warsaw Fashion Weekend, który ostatnio został zmiażdżony przez Filipa Chajzera. Tak, więc wybrałam się za sprawą paru osób, którym jestem wdzięczna, że mogłam w końcu przekonać się sama jak to wygląda, przynajmniej w znacznej części.

Podobno wcześniejsze edycje miały to do siebie, że pokazy nie odbywały się punktualnie, że były znaczne opóźnienia, że OFF gdzie by się nie odbył, to nie było tak naprawdę na nim miejsca. 

Tak więc, pokazy raczej zaczynały się o czasie. Designer Avenue odbywało się w dwóch wielkich, co prawda, ale jednak namiotach, gdzie "robocza" podłoga drżała pod wpływem dźwięków muzyki wprowadzając gości w całkiem spory rezonans. 

Jeżeli chodzi o pokazy, cóż... Nie chciałabym nadużywać tu kolokwialnego języka... Mogę jednak powiedzieć, że nie padłam od uniesień wizualnych! Chyba najbardziej jednak przypadł mi do gustu piątkowy pokaz Grzegorza Kasperskiego, w którym można było poczuć jakiś wiosenny oddech, kolor i trochę falbanek oraz ten specjalny Evy Minge między innymi z tego samego, wiosennego powodu. Co, do reszty mam bardzo mieszane uczucia. Zwłaszcza jeśli chodzi o (i tu mogę zacząć wyliczać): 
kroje - proste z najprostszych, żadnego majstersztyku, większość tzw. oversize, jeden rozmiar; 
modelki - które wyglądały jakby się same malowały, po prostu niedopracowane, 
jakość np. ubrania Jakuba Pieczarkowskiego wołają o pomstę do nieba, prujące się nitki, krzywe szwy i spotykany na każdym kroku brak obrobienia, że niby taki trend już od dawna, wołają o pomstę do nieba, zwłaszcza, że ktoś ma być znanym projektantem, a każda krawcowa wie z czego takie "niedoróbki" wynikają, ale na pewno nie z artystycznej wizji...

Oczywiście, zaraz odezwą się głosy sprzeciwu, że potrafię tylko krytykować, ale cóż... Jeśli jest co, to nie będę głaskać nikogo po główce i mówić, że "polscy projektanci nie mają się czego wstydzić", bo chyba jeszcze póki, co wielu  z nich nie ma, co pokazywać. 

Podobnie jeśli chodzi o SHOWROOM, musiałabym się bardzo natrudzić, żeby wyliczyć dziesięć marek i ich autorów z pomysłem, zacięciem i jakością rzecz jasna! Jedna z Pań, nazwy marki już nie wymienię, nie wiedziała z czego jest wykonana biżuteria, którą sprzedawała, myląc miedź z mosiądzem...

Co, do odwiedzających też mam sporo zastrzeżeń. Starsze Panie które zawitały na pewno miały coś do powiedzenia i przyszły w jakimś konkretnym celu, trochę powygłupiały, trochę pośmiały,  dało się też nimi porozmawiać o różnych rzeczach dotyczących imprezy i miały całkiem sporo klasy w sobie, której brakowało wielu młodszym. Była oczywiście grupa blogerów, która bardzo broniła łódzkiego Tygodnia Mody już przed jego rozpoczęciem, ze względu na zamieszanie związane z wyżej wspomnianą imprezą w Warszawie. Niestety muszę stwierdzić, że sama byłam świadkiem jak młode dziewczątka nie miały pojęcia kim jest Natasha Pavluchenko i wymawiały jej nazwisko tak jak się pisze - a przecież blogerki zarzekały, że na tej imprezie kogoś takiego nie spotkamy, kto by nie znał jakiegoś projektanta. A to nie był pojedynczy przypadek, a żeby ich więcej przytoczyć mogłabym napisać osobny post. Ponadto inne panienki i panowie, którzy prosili mnie żebym zrobiła im zdjęcia na ściance ich iPhonem, bo muszą koniecznie od razu (cytuję) "na fejsbuczka wsadzić", to nie wiedziałam czy wyjdę z siebie i stanę obok czy roześmieję się do rozpuku. O ich "przebraniach" nie wspominając. Oczywiście zdarzyły się takie osoby, które widać i przede wszystkim słychać było, że przyszły tam z innego powodu niż pobawić się w paracelebrytów.

Mimo wszystko warto było odwiedzić Fashion Philosophy Fashion Week Poland. Chętnie wybrałbym się na wiosenną edycję... A tak swoją drogą, jestem ciekawa jak to wygląda za naszą wschodnią granicą, bo Ukraina dorobiła się już dwóch tygodni mody w Kijowie i we Lwowie...

wtorek, 8 października 2013

o pewnym słowie...

Szanowni Państwo!

Przy takiej okazji, kiedy to "nowa polszczyzna" atakuje nas ze wszystkich możliwych stron, czy to z telewizji, internetu czy kolorowych czasopism, chciałam ogłosić pewną rzecz, która powinna być oczywista, ale chyba się zagubiła gdzieś w naszej codzienności, zwłaszcza tej językowej. Choć zazwyczaj nie mam zamiaru nigdy nikogo nawracać na swoje przekonania, jeśli mi się już zdarzy je wygłosić, a niektórzy by pewnie stwierdzili, że w pewnych kwestiach jestem skrajnie liberalna, to w moim życiu istnieje wiele zasad. Dziś opowiem o tej jednej językowej, a tak naprawdę o jednym słowie, które jest zwyczajnie NIEPOPRAWNE!

W ostatnim czasie pojawia się nagminnie, bo dotyczy bardzo chodliwego tematu. Proszę Państwa, nie będę dalej owijać w bawełnę! Moja polszczyzna też często pozostawia wiele do życzenia, ale gdy coś publikujemy, wydajemy lub próbujemy być ekspertami w jakiejś dziedzinie, to naprawdę warto zajrzeć do pewnych pozycji, jakimi są Słownik języka polskiego lub Słownik poprawnej polszczyzny.

Zatem przejdźmy do rzeczy! Może niektórych zaskoczę, a może niektórzy już dawno o tym wiedzieli, a szczerze, choć może naiwnie na to liczę. Chodzi o słowo MODOWY! Drodzy Czytelnicy, słowo to nie istnieje w Słowniku języka polskiego. Jak się wytworzyło? Cóż, chyba wraz z panującą modą na modę! Mówiąc trochę dosadniej stało się językową odpowiedzią, na bałagan w polskim świecie mody i kwintesencją braku profesjonalizmu na naszych ziemiach w tej dziedzinie. Jest ono niepoprawne! Blogi, magazyny, imprezy, festiwale mogą być poświęcone modzie, traktujące o modzie, dotyczące mody.

Chciałoby się powiedzieć "amen" i pozostawić z tą informacją ot tak, ale pewnie się znajdzie jakaś drobna fala sprzeciwu...

Z wyrazami szacunku...


poniedziałek, 30 września 2013

end of vacation

Musiał minąć miesiąc, a w zasadzie to nawet więcej, żebym przygotowała kolejny post. To się jednak zmieni! Wraz z rozpoczęciem nowego roku akademickiego (mojego ostatniego), postanawiam pisać zdecydowanie bardziej regularnie. Pomysłów na wpisy mi nie brakuje, ale chyba jestem zbyt chaotyczna by to wszystko uporządkować w odpowiednim czasie. Dlatego też zaczynam pracę nad blogiem (i nie tylko). Muszę przyznać, że pisanie tutaj będzie pewną próbą mojej systematyczności i postanowień.



Dla osób z Warszawy lub wybierający się do stolicy choćby na weekend, mam pomysł na spędzenie miło czasu na spacerze po Pradze lub okolicach z Praską Ferajną. Zbiórka przed spacerem w kawiarni
W Oparach Absurdu przy ulicy Ząbkowskiej 6. Tam zakupujemy bilet na spacer w cenie 15 zł, w którego cenie zawiera się także poczęstunek do zrealizowania przy barze. Sama wycieczka wraz z przewodnikiem trwa około dwóch godzin i zawsze jest na inny temat. Sobotni spacer upłynął pod hasłem praskiego modernizmu. Wszystkim serdecznie polecam!




phot. me


phot. W.N.

Niedziela natomiast upłynęła mi pod znakiem wyścigów konnych. Właśnie wtedy obyła się Setna Wielka Warszawska. Do tego typu rozrywki na niedzielę także zachęcam wszystkich, choć na początku sama byłam nieco oporna. Wielką Warszawską obstawiłam i wygrałam...

 ...całe 11 zł. :)



Oprócz wyścigów, można zobaczyć modę międzywojenną i nie tylko...




...

phot. W.N.

wtorek, 27 sierpnia 2013

autumn is coming!

phot. me

W tym wpisie odkrywcza nie będę, ale jako jedna z milionów obserwatorów tego świata, stwierdzam fakt, że jesień nadchodzi - ku rozpaczy niektórych, ku radości innych...

Połowa sierpnia to już zapowiedź końca wakacji, śliwki na straganach, papryka, a za miastem czas żniw. Za kilka dni uczniowie pójdą do szkół, niektórzy dopiero uczniami się staną przekraczając szkolny próg po raz pierwszy. Choć wrzesień jako pierwszy miesiąc roku szkolnego mnie już dawno nie dotyczy, to zawsze jest to zapowiedź nowego sezonu. Zmienia się wiele rzeczy wokół, choćby rozkład jazdy autobusów czy ramówka w telewizji. Ponadto krajobraz staje się dużo bardziej melancholijny. Trawa jest bardziej przepalona po sierpniowym słońcu, widać już spadające suche liście, wieczory stają się co raz chłodniejsze, trzeba zabierać jakieś "wdzianko" na wszelki wypadek i dzień staje się nieubłaganie krótszy.

Nie ma się co dalej oszukiwać! Oddech jesieni czuć już nie tylko na karku, ale i całych plecach - aż mnie ciarki przeszły! Do tego wszystkiego nie można zapomnieć o szalonych ludziach z "marketingu wszelakiego", którzy ze szczególna precyzją i oddaniem dbają o to, aby witryny do nas przemawiały, a wręcz krzyczały najnowszymi trendami w modzie na sezon jesień/zima 2013. Nietrudno zauważyć jeseinnie wystylizowane manekiny, masę nowych wieszaków z ubraniami w stonowanych barwach i wielkie szyldy "fall/winter 2013". Nie wspomnę o blogerach modowych czy lajfstajlowych, którzy już raczyli nam przypomnieć, że może warto by było poszerzyć trochę swoją garderobę o nową torebkę, buty, płaszczyk albo sweterek. 

Na to właśnie przyszedł czas: przygotować się na kolejną jesień i zimę. Ja natomiast z wielką szczerością przyznaję, że choć nie wygrzałam wystarczająco swoich czterech liter tego lata, to jednak uważam, że w jesieni jest coś bardzo pociągającego i inspirującego.

Na sam koniec kilka obrazków z ostatnich dni lata.








phot: W.N.



środa, 7 sierpnia 2013

once upon a time... #2 - Egypt

Przyszedł w końcu czas na drugi  post  z serii o historii biżuterii. Pierwszy możecie przeczytać tutaj. Dzisiaj przejdziemy na krótko do starożytnego Egiptu. Nie jest to mój ulubiony okres w historii, ale aby zachować pewną chronologię dosłownie wspomnę o tym okresie wyrobu biżuterii.

Pierwsze ślady wytwórstwa biżuterii egipskiej przypadają na okres 3000 - 5000 lat temu. Egipcjanie lubili luksus, preferowali rzadkość wyrobu. Biżuteria zazwyczaj była wykonywana ze złota w połączeniu z kolorowym szkłem i drogocennymi kamieniami. Oczywiście taką biżuterię nosili bogaci Egipcjanie. Biżuteria była też stałym elementem egipskiego pochówku. Ważny również był kolor. Zielony na przykład symbolizował płodność. Materiały do wyrobu biżuterii nie pochodziły tylko z terenu Egiptu, na przykład srebro było importowane spoza jego granic. Wzory egipskie występowały również w biżuterii fenickiej. Obecnie również wiele form naszyjników jest inspirowanych tymi starożytnymi.


przykładowy wzór egipskiego naszyjnika



source: 
dcik.pl

środa, 31 lipca 2013

stark set

Dawno nie pisałam, a miało być systematycznie. Wygląda to jednak tak, że moim światem rządzi chaos,
a nie systematyka. W kwestii tworzenia biżuterii czy innych przedmiotów również. Udało się zachować jednak ciągłość w tej kolekcji. Surowy i prosty styl pozostał również w tym zestawie. 

Naszyjnik i kolczyki wykonane ręcznie przeze mnie z mosiądzu, miedzi i alpaki w czerwcu tego roku
w Wytwórni Antidotum.

Zestaw na sprzedaż. Istnieje możliwość wymienienia bigli z mosiężnych na srebrne. Kontakt na maila: klaude52(at)gmail.com

phot. me
.do not copy, all rights reserved.

poniedziałek, 1 lipca 2013

taste of Spain: pinchos (pintxos)


Takie małe co nieco. Ślinka mi cieknie na samą myśl jak sobie przypomnę tę ferię barw, kolorów i smak oczywiście.  To właśnie pintxo (po kastylijsku pincho). Te pochodzą z jednego z mnóstwa barów w San Sebastian. Odpowiedzialna jest za nią wykałaczka, którą przekłuta jest bagietka oraz znajdujące się na niej składniki. Hiszpański czasownik "pinchar" oznacza "kłuć", więc etymologia wyrazu "pincho" wydaje się być jasna. Co, do baskijskiej nazwy nie mam zielonego pojęcia, ale przy tym języku nawet językoznawcy wymiękają...



phot. me

czwartek, 27 czerwca 2013

impressions, impressions - London

Była długa przerwa w pisaniu. W międzyczasie byłam  tu i ówdzie. Teraz zastanawiałam się z jakim tematem wyjść
w tym poście, bo mimo, że narzekam na ogólną nudę, to wiele się działo przez ten miesiąc. 

Zacznę może jednak od mojej pierwszej  w życiu wizyty w Londynie - mieście, które jest mniej lub bardziej Wam znane. Niestety była to bardzo szybka wizyta oparta na tzw. "must see" - trwała zaledwie jeden dzień. Liczę, że wrócę tu w niezbyt odległej przyszłości, aby bardziej dogłębnie zwiedzić to miejsce,
bo zdecydowanie moim zdaniem warto! 

Londyn był początkiem naszej dalszej europejskiej, samochodowej podróży, która miała zacząć się
w szerszym gronie dopiero w Madrycie. Stolica Wielkiej Brytanii miałabyć kilkugodzinnym przystankiem między lotami: Warszawa-Londyn a Londyn-Madryt. Jednak dzięki "wspaniałomyślności" Ryanaira mogliśmy zostać w Londynie na noc, bo nie ma to jak odwołanie lotu na 10 h przed startem!


























phot. me & W.N.
do not copy, all rights reserved.