środa, 30 października 2013

fashion philosophy fashion week poland fall 2013


Od razu mówię, nie będzie słodzenia. Nie będzie też cukierkowego szaleństwa i zachwytu nad kolejnymi wystawcami i projektantami. Nie będzie "outfitów" ani "strojów dnia". Będzie tak jak było - oczywiście subiektywnie. Nie będzie też OFF OUT OF SCHEDULE, bo tam nie zawitałam. Będzie sucho i dość krótko, bo ograniczę się tylko do ogólnej opinii. Kiedy już wszyscy zapiali z zachwytu, teraz czas na mnie!


Zatem zaczynam! To był mój pierwszy Fashion Week. W końcu mi się udało dotrzeć na tak okrzyczaną imprezę do swojego rodzinnego miasta. Słyszałam mnóstwo głosów "za", że to wspaniała impreza "modowa" (o zgrozo, nie, ja naprawdę, nie mogę się przekonać do tego przymiotnika), że nie ma co porównywać do Warsaw Fashion Weekend, który ostatnio został zmiażdżony przez Filipa Chajzera. Tak, więc wybrałam się za sprawą paru osób, którym jestem wdzięczna, że mogłam w końcu przekonać się sama jak to wygląda, przynajmniej w znacznej części.

Podobno wcześniejsze edycje miały to do siebie, że pokazy nie odbywały się punktualnie, że były znaczne opóźnienia, że OFF gdzie by się nie odbył, to nie było tak naprawdę na nim miejsca. 

Tak więc, pokazy raczej zaczynały się o czasie. Designer Avenue odbywało się w dwóch wielkich, co prawda, ale jednak namiotach, gdzie "robocza" podłoga drżała pod wpływem dźwięków muzyki wprowadzając gości w całkiem spory rezonans. 

Jeżeli chodzi o pokazy, cóż... Nie chciałabym nadużywać tu kolokwialnego języka... Mogę jednak powiedzieć, że nie padłam od uniesień wizualnych! Chyba najbardziej jednak przypadł mi do gustu piątkowy pokaz Grzegorza Kasperskiego, w którym można było poczuć jakiś wiosenny oddech, kolor i trochę falbanek oraz ten specjalny Evy Minge między innymi z tego samego, wiosennego powodu. Co, do reszty mam bardzo mieszane uczucia. Zwłaszcza jeśli chodzi o (i tu mogę zacząć wyliczać): 
kroje - proste z najprostszych, żadnego majstersztyku, większość tzw. oversize, jeden rozmiar; 
modelki - które wyglądały jakby się same malowały, po prostu niedopracowane, 
jakość np. ubrania Jakuba Pieczarkowskiego wołają o pomstę do nieba, prujące się nitki, krzywe szwy i spotykany na każdym kroku brak obrobienia, że niby taki trend już od dawna, wołają o pomstę do nieba, zwłaszcza, że ktoś ma być znanym projektantem, a każda krawcowa wie z czego takie "niedoróbki" wynikają, ale na pewno nie z artystycznej wizji...

Oczywiście, zaraz odezwą się głosy sprzeciwu, że potrafię tylko krytykować, ale cóż... Jeśli jest co, to nie będę głaskać nikogo po główce i mówić, że "polscy projektanci nie mają się czego wstydzić", bo chyba jeszcze póki, co wielu  z nich nie ma, co pokazywać. 

Podobnie jeśli chodzi o SHOWROOM, musiałabym się bardzo natrudzić, żeby wyliczyć dziesięć marek i ich autorów z pomysłem, zacięciem i jakością rzecz jasna! Jedna z Pań, nazwy marki już nie wymienię, nie wiedziała z czego jest wykonana biżuteria, którą sprzedawała, myląc miedź z mosiądzem...

Co, do odwiedzających też mam sporo zastrzeżeń. Starsze Panie które zawitały na pewno miały coś do powiedzenia i przyszły w jakimś konkretnym celu, trochę powygłupiały, trochę pośmiały,  dało się też nimi porozmawiać o różnych rzeczach dotyczących imprezy i miały całkiem sporo klasy w sobie, której brakowało wielu młodszym. Była oczywiście grupa blogerów, która bardzo broniła łódzkiego Tygodnia Mody już przed jego rozpoczęciem, ze względu na zamieszanie związane z wyżej wspomnianą imprezą w Warszawie. Niestety muszę stwierdzić, że sama byłam świadkiem jak młode dziewczątka nie miały pojęcia kim jest Natasha Pavluchenko i wymawiały jej nazwisko tak jak się pisze - a przecież blogerki zarzekały, że na tej imprezie kogoś takiego nie spotkamy, kto by nie znał jakiegoś projektanta. A to nie był pojedynczy przypadek, a żeby ich więcej przytoczyć mogłabym napisać osobny post. Ponadto inne panienki i panowie, którzy prosili mnie żebym zrobiła im zdjęcia na ściance ich iPhonem, bo muszą koniecznie od razu (cytuję) "na fejsbuczka wsadzić", to nie wiedziałam czy wyjdę z siebie i stanę obok czy roześmieję się do rozpuku. O ich "przebraniach" nie wspominając. Oczywiście zdarzyły się takie osoby, które widać i przede wszystkim słychać było, że przyszły tam z innego powodu niż pobawić się w paracelebrytów.

Mimo wszystko warto było odwiedzić Fashion Philosophy Fashion Week Poland. Chętnie wybrałbym się na wiosenną edycję... A tak swoją drogą, jestem ciekawa jak to wygląda za naszą wschodnią granicą, bo Ukraina dorobiła się już dwóch tygodni mody w Kijowie i we Lwowie...

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Klaudio, bardzo przyjemna relacja. Widać, że można napisać klika słów o tygodniu mody nie udając znawcy świata mody. Sporo odwiedzających z pewnością też zwróciło uwagę na detale związane z organizacją czy kompetencjami wystawców, nie siląc się przy tym na komentarze o "dopracowanych detalach" czy "odważnych cięciach" :D

    OdpowiedzUsuń